Komunikat pyłkowy

Kraków, na dzień: 23.04.2025 r.

taksonstężenieprognoza
brzoza
jesion
alternaria
cladosporium

Sprawdź szczegóły

Komunikat opracowany przez Krakowską Stację Monitoringu Aerobiologicznego przy Zakładzie Alergologii Klinicznej i Środowiskowej UJCM.

stężenie
niskie średnie
wysokie bardzo wysokie

Komunikat pyłkowy

Kraków, na dzień: 23.04.2025 r.

taksonstężenieprognoza
brzoza
jesion
alternaria
cladosporium

Sprawdź szczegóły

Komunikat opracowany przez Krakowską Stację Monitoringu Aerobiologicznego przy Zakładzie Alergologii Klinicznej i Środowiskowej UJCM.

stężenie
niskie średnie
wysokie bardzo wysokie

Jakość powietrza

Z prof. dr hab. Grażyną Jasieńską z Zakładu Zdrowia i Środowiska Instytutu Zdrowia Publicznego UJ CM rozmawia Olga Płuciennik

Czy jako ludzie jesteśmy stworzeni do aktywności?

Aktywność fizyczna jest konieczna, ale na ogół ludzie się nie ruszają, bo albo nie mogą znaleźć czasu, albo trudno jest im zacząć, wdrożyć się, bo właściwie aktywność fizyczna jest na początku bardzo nieprzyjemna. Ewolucyjnie jesteśmy stworzeni do nieaktywności. Człowiek od zawsze był aktywny wtedy, kiedy musiał. Polowanie albo poszukiwanie roślin wiązało się z potrzebą zaspokojenia głodu. Gdy mamy zabezpieczone pożywienie, opał na ognisko, to najchętniej leżymy po prostu (ewolucyjnie w hamaku, a współcześnie przed telewizorem) i oszczędzamy energię.

Teoretycznie zdajemy sobie sprawę, że aktywność jest ważna, ale zmuszenie się do niej – jak wspomniałam – jest trudne. Wie o tym każdy, kto rozpoczynał jakieś ćwiczenia – dopóki nie nabierze się wprawy i nie zaczną działać endorfiny, ciężko o systematyczność.

I tu rower przychodzi w sukurs?

Zdecydowanie tak. Tym bardziej że łączymy trzy w jednym –po pierwsze: dojeżdżamy tanio i na czas, bo nie musimy stać w korkach, po drugie: jesteśmy proekologiczni, a dla wielu z nas te kwestie są coraz bardziej istotne. I wreszcie najważniejsze: zapewniamy sobie codzienną dawkę aktywności fizycznej, która jest dla nas konieczna. A jeśli robimy to regularnie, to świetnie.

Wiemy, że powinniśmy być aktywnie, ale nie do końca jednak sprawdzają się rekomendacje organizacji prozdrowotnych – dla niektórych są zbyt skomplikowane do stosowania w codziennym życiu. Według wytycznych Światowej Organizacji Zdrowia, dorośli w tygodniu powinni podejmować co najmniej 150-300 minut aerobowej aktywności fizycznej o umiarkowanej intensywności lub co najmniej 75-150 minut aerobowej aktywności fizycznej o dużej intensywności lub równoważne połączenie aktywności o umiarkowanej i dużej intensywności).

Ten próg może zniechęcać?

Na wiele osób tak to właśnie działa. Dlatego warto podkreślić: lepsza jest jakakolwiek aktywność fizyczna, nawet jeśli nie spełnia wskazówek WHO, niż żadna.

W jaki sposób jazda na rowerze może działać prozdrowotnie?

Chodzenie wiąże się z obciążeniem dla stawów, a z wiekiem dolegliwości stawowe występują często. W tym kontekście rower jest dla nas korzystniejszą formą ruchu. Są też badania, które potwierdzają, że rower jest wskazany w zespołach bólowych kręgosłupa. I jeszcze jedna rzecz: dziś coraz częściej zwraca się uwagę, by aktywność fizyczna miała efekt wzmacniający mięśnie. Im ktoś jest starszy, tym bardziej powinien dbać o utrzymanie tkanki mięśniowej. A rower – jak wiadomo – wzmacnia dolną część ciała.

Jakie jeszcze korzyści daje aktywność, w tym wspomniana jazda na rowerze?

Przede wszystkim korzyści dla układu sercowo-naczyniowego, które są bardzo dobrze zbadane. Wysiłek fizyczny obniża ciśnienie krwi i wpływa pozytywnie na zdrowe serce i układ krążenia.

Jeśli chodzi o jazdę na rowerze, to dodatkowym atutem jest fakt, że wzmacnia ona zmysł kinestetyczny, czyli – inaczej mówiąc – orientację ciała, za sprawą której w danym momencie automatycznie wiemy, co się dzieje z poszczególnymi jego częściami. Z wiekiem traci się ten zmysł, a jazda na rowerze bardzo go wzmacnia. Prowadząc siedzący tryb życia, nie zawsze do końca doceniamy ten aspekt aktywności.

Dalej: redukcja stresu psychicznego. Każdy, kto uprawia jakąś aktywność fizyczną (może za wyjątkiem aktywności wyczynowej) wie, że redukuje ona stres psychiczny. W przypadku roweru dzieje się to także za sprawą kontaktu z naturą i z różnorodnymi bodźcami zmysłowymi. Jazda na nim nie stresuje jak jazda samochodem, bo nie trzeba stać w korkach czy tłoczyć się w tramwaju czy autobusie.

Mnie zajmuje też związek między zachorowalnością na nowotwory a aktywnością. Jako badaczka zajmuję się w szczególności nowotworem piersi. Aktywność fizyczna jest tu kluczowa, bo redukuje ryzyko zachorowania, a u osób, które już chorują – zwiększa efektywność terapii i długość przeżycia. Badań dotyczących zwiększenia efektywności terapii i długości przeżycia wśród osób chorych jest bardzo wiele – dotyczą one nowotworu pęcherza moczowego, jelita grubego, trzonu macicy, przełyku, nerek i raka piersi właśnie.

Co do tego ostatniego, to od dawna wiemy, że aktywność fizyczna obniża ryzyko zachorowania, działając przez kilka mechanizmów. Po pierwsze: obniża stężenie hormonów płciowych, głównie estrogenów i progesteronu, po drugie: wpływa na aktywność układu immunologicznego. Najnowsze ustalenia naukowe wskazują ponadto, że aktywność fizyczna nie tylko chroni przed cukrzycą, ale też zmienia metabolizm glukozy, co powoduje mniejszą dostępność substancji odżywczych dla komórek nowotworowych. Badania dotyczące wpływu aktywności na zachorowalność na raka piersi u kobiet rozpoczęły się od badania pływaczek, które podczas studiów uprawiały ten sport profesjonalnie – brały udział w zawodach. Jeśli porównać je z kobietami mniej aktywnymi na przestrzeni życia, okazuje się, że miały znacząco niższe prawdopodobieństwo zachorowania na raka piersi. Kolejne badania dowodziły, że niekoniecznie musiała to być aktywność bardzo intensywna. Właściwie nie ma znaczenia, jakiego rodzaju jest to aktywność – nie trzeba uprawiać joggingu czy intensywnego pływania – liczy się każdy rodzaj aktywności. Oczywiście aktywność intensywna jest bardziej wartościowa.

Co należy rozumieć przez intensywną aktywność?

Intensywna, czyli taka, kiedy serce zaczyna nam bić mocniej, zaczynamy się pocić, puls jest podwyższony – wiemy wtedy, że jest ona intensywna. Powtórzmy jednak, że nie każdy może ćwiczyć intensywnie, wiele osób na początku nie daje też rady. Na szczęście lekki wysiłek, np. rekreacyjna jazda na rowerze też ma znaczenie.

Wystarczy aktywność umiarkowana?

Absolutnie tak. Oczywiście różnicuje się zalecenia dotyczące natężenia aktywności z uwagi na prewencję różnych chorób, np. bardziej intensywny wysiłek jest wskazany przy zapobieganiu schorzeniom  sercowo-naczyniowym. Ale już dla prewencji raku piersi wystarczy aktywność umiarkowana, w tym jazda na rowerze. Pojawia się ona w katalogu wytycznych dotyczących aktywności fizycznej, rekomendowanych przez American Cancer Society.

Jedna uwaga: tam, gdzie – podobnie jak w Krakowie – występuje problem smogu, przed podjęciem aktywności fizycznej należy zważyć, czy jego stężenie nie jest zbyt wysokie i czy nie zaburzy spodziewanych korzyści prozdrowotnych.

Dla wielu osób jest jasne, że ważna jest systematyczność. A co z długofalowością w ciągu życia – czy jest istotna? Jaka jest różnica między osobami, które od niedawna podejmują aktywność fizyczną a takimi, które ćwiczą „od zawsze”?

Ta różnica jest znacząca. Z roku na rok obniża się wiek pierwszej miesiączki: obecnie większość dziewczynek zaczyna miesiączkować ok. 12 roku życia – jest to zbyt wcześnie. Aktywność fizyczna jest najlepszym sposobem, żeby ten wiek opóźnić. Podkreślam: każda aktywność fizyczna, czyli właśnie np. codzienna jazda na rowerze. Jak wspomniałam wcześniej, przy raku piersi głównym czynnikiem ryzyka jest wysokie stężenie estrogenów w ciągu całego życia. Wczesne dojrzewanie, to    więcej cykli menstruacyjnych, a więc tym więcej potencjalnych problemów.

Warto przywołać też badanie na kobietach, które chorowały na inwazyjnego raka piersi. W przypadku kobiet uprawiających choćby umiarkowaną aktywność (rekreacyjna jazda na rowerze, spacery), przeżywalność była znacząco wyższa. Wniosek jest taki, że osoby chorujące – na miarę swoich możliwości – nie powinny rezygnować z aktywności fizycznej.

Czy możemy mówić o jakimś minimum aktywności, żeby uzyskać efekt prozdrowotny w kontekście zachorowalności na raka?

Mój zespół robił niedawno badanie, które potwierdza, że 10 tysięcy kroków dziennie dla młodej kobiety to wystarczający dystans, żeby obniżyć stężenie hormonów płciowych. Trudno mówić o rekomendacjach, ponieważ zawsze powinny one uwzględniać sytuację indywidualną, choćby stan zdrowia.

To zachęcające przesłanie – zwłaszcza dla tych, którzy doświadczają intention behaviour gap – rozbieżności między intencją a działaniem…

No właśnie. W tym przypadku próg wejścia to fakt posiadania roweru. Jeśli ktoś umie jeździć na rowerze, to po prostu może nim jeździć – jeśli nie do pracy czy na uczelnię, to gdziekolwiek indziej, dokąd potrzebuje dojechać – na zakupy czy rekreacyjnie.

Zatem wsiadajmy na rower!


„Rowerem do pracy, czyli dom, rower, praca…i tak w kółko” to kampania organizowana przez Wydział Gospodarki Komunalnej i Klimatu Urzędu Miasta Krakowa. W tym roku odbywa się już jej 8. edycja. Do udziału w niej zapraszamy osoby pracujące w UJ CM i dojeżdżające do pracy rowerem.
Uczestnicy akcji premiowani są upominkami, zależnie od frekwencji. Rejestracja przejazdów odbywa się za pośrednictwem konta, które należy założyć w portalu https://roweremdopracy.um.krakow.pl/ Minimalny dystans z miejsca startu do pracy, który uprawnia do udziału w akcji, to 3 km.
Szczegółowe informacje można znaleźć na stronie kampanii Zachęcamy też do kontaktu z koordynatorką kampanii w UJ CM – Olgą Płuciennik, e-mail: olga.pluciennik@uj.edu.pl, kom. 693 22 01 22

AI w medycynie to otwarte wykłady poświęcone różnym aspektom wykorzystania sztucznej inteligencji w medycynie. Czy naturalna inteligencja może zrozumieć sztuczną? Jak AI może pomóc w obrazowaniu raka piersi? Czy sztuczna inteligencja może pomóc kontrolować rozprzestrzeniania się epidemii? Jak sztuczna Inteligencja rewolucjonizuje analizę i interpretację EKG? Odpowiedzi na te – i wiele innych pytań – udzieląją wybitni specjaliści w dziedzinie zastosowania AI w medycynie.

AI w medycynie #1 – listopad 2023 – Szanse i wyzwania sztucznej inteligencji, prof. Grzegorz Nalepa, Wydział Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej UJ, niezależny ekspert w obszarze AI (KnowAI.eu), założyciel Polskiego Stowarzyszenia Sztucznej Inteligencji.


AI w medycynie #2 – grudzień 2023 – Sztuczna inteligencja w obrazowaniu medycznym, dr hab. inż. Joanna Jaworek-Korjakowska, prof. AGH, dyrektorka Centrum Doskonałości Sztucznej Inteligencji i zastępczyni kierownik Katedry Automatyki i Robotyki Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie.


AI w medycynie #3 – styczeń 2024 – Opowieści o modelach generatywnych, prof. Jacek Tabor, kierownik Katedry Uczenia Maszynowego na Wydziale Matematyki i Informatyki UJ, kierownik Group of Machine Learning Research.

Depresja jest zaburzeniem nastroju, które dotyka coraz więcej osób na świecie. Stała się na tyle poważnym problemem dla zdrowia publicznego, że głównie z jej powodu w 2018 roku WHO do czterech filarów przewlekłych chorób niezakaźnych (non-communicable diseases), będących największym obciążeniem dla zdrowia populacji, dodało filar piąty: zaburzenia psychiczne. Depresja ma jednak „siostrę”, której na imię dystymia. Czym jest i jak sobie z nią radzić wyjaśnia Karolina Koziara z Katedry Epidemiologii i Badań Populacyjnych IZP WNZ UJ CM.

Według szacunków Światowej Organizacji Zdrowia na rok 2021, zaburzenie depresyjne dotyka około 280 mln dorosłych osób, a 700 tys. (czyli prawie cała populacja Krakowa) rocznie umiera z jej powodu w wyniku samobójstwa. W Polsce koszty ekonomiczne związane z depresją mogą sięgać nawet 2 mld złotych rocznie, a nieobecność w pracy z powodu depresji to około 7,4 mln dni w 2021 roku [1].

Liczne akcje na rzecz przeciwdziałania depresji i rozpoznawania jej objawów spowodowały, że znacząco wzrosła świadomość na jej temat, co przyczyniło się do depatologizacji depresji w społeczeństwie, w tym obalenia mitu, że depresja to wymówka dla lenistwa i niezaradności. Coraz więcej też wiemy, czym jest ciężki epizod depresyjny, i że wśród jego objawów są m.in.:

  • anhedonia, czyli brak odczuwania przyjemności,
  • wycofanie z życia społecznego,
  • ograniczenie lub zupełny zanik motywacji,
  • utrzymujące się obniżenie nastroju,
  • pesymistyczny obraz przyszłości,
  • trudności w koncentracji,
  • irytacja,
  • problemy ze snem,
  • zaburzenia odżywiania (ograniczenie spożycia pokarmów lub objadanie się), a co za tym idzie nieintencjonalna zmiana masy ciała,
  • pesymistyczne widzenie przyszłości i myśli samobójcze.

Objawy te, utrzymujące się przez co najmniej dwa tygodnie i prowadzące do znaczącego pogorszenia funkcjonowania jednostki, stanowią podstawę do zdiagnozowania zaburzenia depresyjnego.

Niewiele jednak mówi się o zjawisku potocznie nazywanym wysoko funkcjonującą depresją, która dotyka około 1,6% populacji [2]. W klasyfikacji ICD zaburzenie to mieści się w kategorii uporczywych zaburzeń nastroju (persistent depressive disorder) i nazywane jest „dystymią” (gr. „zły stan umysłu”).

Dystymia to kondycja o znacznie mniejszym nasileniu niż klasyczna depresja i chociaż objawy kliniczne są bardzo podobne, to w związku z ich lżejszym nasileniem, muszą one trwać co najmniej 2 lata (!), aby można było zdiagnozować zaburzenie. Osoby dotknięte dystymią traktują swoje objawy jako niewystarczająco poważne i zgłaszają się na leczenie późno, najczęściej dopiero w chwili, gdy nasilenie objawów zbliżone jest już do tego obserwowanego w depresji.

Dystymia zwana jest „wysoko funkcjonującą” ze względu na to, że przez lata pozwala na „normalne” funkcjonowanie. Do tego stopnia normalne, że przez wiele osób uznawana była za cechę osobowości [3], tak jak wrażliwość, introwersja czy ekstrawersja. Wydaje się, że opisy tzw. osobowości melancholijnej w dużej mierze mogły charakteryzować właśnie osoby z dystymią. Niestety, za fasadą normalnego funkcjonowania i często – z pozoru – szczęśliwego i udanego życia, kryje się autentyczne cierpienie wielu osób.

Osoby dotknięte dystymią traktują swoje objawy jako niewystarczająco poważne i zgłaszają się na leczenie późno, najczęściej dopiero w chwili, gdy nasilenie objawów zbliżone jest już do tego obserwowanego w depresji.

Nierzadko zdarza się, że dystymia dotyka ludzi, którzy uczestniczą w wydarzeniach społecznych, nawiązują nowe relacje czy odnoszą sukcesy zawodowe. Jednak – jak deklarują sami pacjenci – uśmiechy i interakcje z ludźmi są raczej formą wyuczonych, społecznie akceptowanych gestów niż autentycznych reakcji, że coś rzeczywiście przynosi im radość i odpoczynek.

Z perspektywy diagnostyki (zarówno protodiagnozy, jak i diagnozy nozologicznej) objawy dystymii są tak subtelne, że nawet najbliższe otoczenie pacjenta przez wiele lat nie zauważa problemu. Osoba, u której występuje dystymia stopniowo odsuwa się lub ogranicza kontakty ze znajomymi. Coraz rzadziej uczestniczy w wyjściach integracyjnych, ma coraz większe trudności z koncentracją, podejmowaniem decyzji, wykonaniem zadań na czas lub problemy ze snem, co często zrzucane jest na karb przepracowania i stresu.

Warto przy tej okazji zaznaczyć, że w zaburzeniach nastroju próba zrelaksowania się lub wypoczynku najczęściej przynosi krótkotrwałe efekty lub nie przynosi ich wcale, ze względu na obniżoną zdolność do odczuwania przyjemności, nawet z tych rzeczy, które wcześniej były jej źródłem [4]. Sami pacjenci często opisują swoje doświadczenia jako poczucie znikania lub powolne stawanie się przezroczystym dla otoczenia, i mimo wykonywania codziennych czynności, wewnątrz odczuwają pustkę, niemoc, brak nadziei, celu czy poczucia sensu.

Nie jest do końca jasne, jakie jest podłoże występowania dystymii ani co sprawia, że u niektórych osób rozwija się epizod depresyjny, a u innych dystymia. Wiadomo jednak, że w porównaniu z klasycznym epizodem depresyjnym, dystymia występuje częściej u osób z zaburzeniami somatycznymi, innymi zaburzeniami psychicznymi oraz z mniejszą siecią wsparcia społecznego.

Przewlekły charakter dystymii oraz zwlekanie z sięgnięciem po pomoc sprawia, że rokowania na wyleczenie są gorsze, a sam proces leczenia dłuższy niż w przypadku epizodu depresyjnego. Szacuje się, że około 40% pacjentów z dystymią kwalifikowanych jest do grupy lekoopornych. Jednak istnieją badania wskazujące na skuteczność połączonych farmakoterapii oraz psychoterapii [5]. Największą barierą na drodze do wyleczenia u tych pacjentów wydaje się być brak wiary w możliwość wyleczenia, brak lub bardzo niska motywacja do zaangażowania się w terapię oraz późne rozpoczęcie leczenia [3]. Wiele wskazuje na to  jednak, że kombinacja terapii (farmakologicznej oraz psychologicznej) oraz dostępu do odpowiedniego wsparcia społecznego pozwala uzyskać zadowalające efekty leczenia [6].

Jeśli masz poczucie, że któryś z tych objawów Cię dotyczy, pamiętaj, że są ludzie, którzy wiedzą, jak pomóc:

116 123 – ogólnopolski numer dla osób przeżywających kryzys emocjonalny

116 111 – linia wsparcia dla dzieci i młodzieży

LITERATURA


[1] Piotr Mazurkiewicz. Depresja Polaków kosztuje już dwa miliardy. Problem może się nasilić. Rzeczpospolita. 2013;

[2] Charlson FJ, Ferrari AJ, Flaxman AD, Whiteford HA. The epidemiological modelling of dysthymia: Application for the Global Burden of Disease Study 2010. J Affect Disord. 2013;151(1):111–20.

[3] Schramm E, Klein DN, Elsaesser M, Furukawa TA, Domschke K. Review of dysthymia and persistent depressive disorder: history, correlates, and clinical implications. Lancet Psychiatry. 2020;7(9):801–12.

[4] Macqueen G, Santaguida P, Keshavarz H, Jaworska N, Levine M, Beyene J, et al. Systematic Review of Clinical Practice Guidelines for Failed Antidepressant Treatment Response in Major Depressive Disorder, Dysthymia, and Subthreshold Depression in Adults. http://dx.doi.org/101177/0706743716664885. 2016;62(1):11–23.

[5] Kriston L, von Wolff A, Westphal A, Holzel LP, Harter M. Efficacy and acceptability of acute treatments for persistent depressive disorder: a network meta-analysis. Depress Anxiety. 2014;31(8):621-30. doi: 10.1002/da.22236.

[6] Hallgren M, Lundin A, Tee FY, Burström B, Forsell Y. Somebody to lean on: Social relationships predict post-treatment depression severity in adults. Psychiatry Res. 2017;249:261–7.

Życie jest zbyt krótkie, aby zostać chirurgiem, jest jednocześnie dostatecznie długie, aby się nim ciągle stawać (Witold Rudowski). To jeden ze zbiorów aforyzmów, które znajdują się ostatnim rozdziale książki zatytułowanej „Zarys dziejów najstarszej w Polsce katedry chirurgii”, która ukazała się właśnie nakładem Fundacji dla Wydziału Lekarskiego UJ CM.

Na ponad 100 stronach bogato ilustrowanej publikacji autorzy przedstawili dzieje katedry poprzez pryzmat zmian, jakie wprowadzali kierujący nią chirurdzy – o znanych nazwiskach, mający na swoim koncie przełomowe dla rozwoju chirurgii dokonania.

Poznajemy więc najwcześniejsze losy katedry za czasów Rafała Czerwiakowskiego, który wrócił do kraju po latach studiów w Rzymie, Paryżu czy Berlinie. W Krakowie wykładał anatomię, chirurgię i położnictwo, a wiosną 1780 rozpoczął publiczne sekcje zwłok, którymi wzbudzał w mieście olbrzymie kontrowersje.

Jeden z jego następców na stanowisku kierującego katedrą był Sykstus Lewkowicz, który bardzo mocno zaangażował się w nauczanie w ramach kliniki. To za jego czasów wprowadzono dyżury (również nocne), w którym mogli uczestniczyć studenci.

W książce nie mogło zabraknąć rozdziału poświęconego erze Ludwika Rydygiera, który kierował krakowską chirurgią w latach 1887-97. To za jego czasów udało się wznieść nowy gmach kliniki, o co zabiegali już jego poprzednicy. Rydygier, który jako drugi na świecie, przeprowadził operację wycięcia odźwiernika wraz z bezpośrednim zespoleniem dwunastnicy z kikutem żołądka, przez lata rozwijał techniki resekcji żołądka, doskonaląc metody zabiegowe na innych polach operacyjnych. Był również aktywny na polu akademickim i w roku akademickim 1888/1889 sprawował funkcję dziekana Wydziału Lekarskiego. Jego zasługą jest także organizacja zjazdów chirurgów polskich, które odbywają się do dziś.

Album kończy rozdział prezentujący dzieje katedry od 2017 roku, czyli od momentu objęcia funkcji jej kierownika przez prof. Piotra Richtera.

Fot. wikipedia
Związek pomiędzy pozycją społeczno-ekonomiczną a stanem zdrowia jest dobrze udokumentowany od dekad. Jednak zagłębienie się w szczegóły dotyczące tej zależności szybko pozwala się zorientować, że dostępne dowody naukowe (przynajmniej w kilku obszarach) ciągle pozostają niejednoznaczne. O badaniach przeprowadzonych w Katedrze Epidemiologii i Badań Populacyjnych Instytutu Zdrowia Publicznego Wydziału Nauk o Zdrowiu pisze dr hab. Magdalena Kozela.

Ta niejednoznaczność dotyczy choćby szacowania całkowitego ryzyka wystąpienia chorób sercowo-naczyniowych, przy uwzględnieniu pozycji społeczno-ekonomicznej się obok cech takich, jak ciśnienie tętnicze, stężenie cholesterolu czy palenie papierosów. I właśnie w tym obszarze, nawet w najnowszych wytycznych Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego [1] wskazuje się, że aby wykorzystywać dane o pozycji społeczno-ekonomicznej do szacowania ryzyka tych chorób, wymagana jest większa liczba badań, zwłaszcza z regionów, gdzie to ryzyko jest wysokie.

Warunki społeczno-ekonomiczne (w przeciwieństwie do wielu innych czynników ryzyka, które musimy niejako nabyć) oddziałują na nas od urodzenia. Tymczasem w analizach dotyczących zdrowia bardzo często koncentrujemy się na efekcie końcowym, czyli tym, że gorszy stan zdrowia obserwowany jest u osób o niższej pozycji społecznej. Relatywnie rzadko natomiast poruszana jest kwestia tzw. wertykalnej mobilności społecznej, czyli zjawiska polegającego na zmianie statusu społecznego w ciągu życia. Czy fakt, że ktoś doświadczył awansu społecznego może korzystnie wpływać na jego zdrowie? Albo odwrotnie: czy obniżenie pozycji społecznej będzie związane ze zwiększeniem ryzyka zachorowania? Te pytania pozostają ciągle częściowo otwarte.

Tymczasem, mieszkając w regionie Europy Środkowej,  żyjemy w miejscu, które stanowi wręcz idealne i unikalne miejsce do badań w tym zakresie. Głębokie zmiany społeczno-ekonomiczne, które miały miejsce w krajach naszego regionu tuż po transformacji ustrojowej spowodowały, że bardzo dużo osób doświadczyło owej wertykalnej mobilności społecznej. Można nawet powiedzieć, że zmiany pozycji społecznej doświadczyła znaczna część populacji: zarówno awansując, jak i ubożejąc. Co ciekawe, w tym samym okresie zaobserwowano istotne zmiany w liczbie zgonów z powodu chorób układu krążenia. W 1992 roku doszło do odwrócenia dotychczasowego trendu, a umieralność z powodu chorób układu krążenia systematycznie się obniża.

Dodatkową kwestią utrudniającą interpretację badań dotyczących pozycji społeczno-ekonomicznej jest czasem występujący brak porównywalności uzyskanych wyników. Nie ma bowiem wypracowanego jednego narzędzia do oceny pozycji społecznej w badaniach. Różne mierniki są stosowane przez różnych autorów. Najczęściej uwzględnia się w nich takie cechy, jak: wykształcenie, dochód lub np. miejsce zamieszkania. Sposób pomiaru często zależy od miejsca, gdzie prowadzone są badania. W różnych społecznościach różne cechy mogą mieć większe lub mniejsze znaczenie dla całkowitej oceny pozycji społeczno-ekonomicznej. Są społeczeństwa, w których podział na warstwy czy klasy społeczne jest jednoznaczny i utrwalony. W społeczeństwach Europy Centralnej choć zarysowuje się on coraz wyraźniej, dalej nie jest w pełni jednoznaczny, bo np. ani niskie zarobki, ani konkretne miejsce zamieszkania nie dają jasnej klasyfikacji do grupy o niskiej pozycji społecznej.

Mając to na uwadze, zespół badaczy z Katedry Epidemiologii i Badań Populacyjnych przeprowadził analizę, której celem było określenie zależności pomiędzy:

  • pozycją socjoekonomiczną w dzieciństwie
  • pozycją socjoekonomiczną w dorosłości
  • zmianą pozycji społecznej w ciągu życia

a umieralnością i zapadalnością na choroby układu krążenia. Szczególną uwagę zwrócono na ocenę pozycji socjoekonomicznej, która miała być jak najdokładniejsza i uwzględniać wielowymiarowość tej charakterystyki.

Wykorzystaliśmy dane zebrane od ponad 10 000 uczestników badania, którzy odpowiedzieli na pytania, które opisywały ich pozycję społeczną w dzieciństwie, takie jak: wykształcenie ojca i matki, a także udogodnienia dostępne w gospodarstwie domowym w okresie, gdy mieli 10 lat. Następnie zebrano informacje o cechach, które opisywały pozycję społeczno-ekonomiczną badanych w życiu dorosłym: zdobyte wykształcenie, pozycja zawodowa, dostępność do dóbr luksusowych w codziennym życiu, sytuacja finansowa.  Na podstawie tych informacji uczestników podzielono na 3 grupy: osób o niskiej, średniej i wysokiej pozycji społeczno-ekonomicznej osobno w dzieciństwie i w dorosłości. Następnie utworzono kategorie zmiany pozycji społecznej w ciągu życia, które opisywały mobilność społeczną badanych.

Uczestników badania obserwowano przez 10 lat i w tym czasie odnotowywano informacje o zachorowaniach na choroby sercowo-naczyniowe oraz zbierano informacje o zgonach z powodu chorób układu krążenia u badanych osób.

Wyniki wskazywały, że w dzieciństwie około ¼ badanych miała wysoką pozycję społeczną, a po ok. 36% miało średnią i niską pozycję społeczną. W tym okresie nie stwierdzono istotnych różnic pomiędzy mężczyznami i kobietami. W dorosłości blisko połowa badanych miała wysoką pozycję społeczną, 24% miało pozycję średnią, a 27% – niską. W dorosłości uwydatniły się też istotne różnice pomiędzy płciami, na korzyść mężczyzn, tzn. wśród osób o wysokiej pozycji była wyraźna przewaga mężczyzn, natomiast w grupie o niskiej pozycji społecznej silniej reprezentowane były kobiety.

Obserwacje dotyczące związku pomiędzy zmianą pozycji społeczno-ekonomicznej w ciągu życia a umieralnością z powodu chorób układu krążenia są jeszcze ciekawsze. Zależności – choć w zasadzie miały ten sam kierunek – manifestowały się nieco odmiennie u kobiet i u mężczyzn. W porównaniu do mężczyzn, którzy przez całe życie mieli niską pozycję, zarówno ci, którzy doświadczyli awansu, jak i ci, którzy całe życie zajmowali wysoką pozycję mieli o 50%  mniejsze ryzyko zgonu z powodu chorób układu krążenia. W przypadku kobiet sytuacja wyglądała nieco inaczej: te uczestniczki, które doświadczyły obniżenia pozycji społeczno-ekonomicznej miały cztery razy większe ryzyko zgonu z powodu chorób układu krążenia w stosunku do tych, które przez całe życie miały niską pozycję. Co ciekawe, u kobiet nie zaobserwowano ochronnego efektu ani stale wysokiej pozycji społecznej ani awansu społecznego.

W naszym badaniu sprawdziliśmy też, jak skuteczny w przewidywaniu ryzyka zgonu jest utworzony w tym badaniu wielowymiarowy miernik do oceny pozycji socjoekonomicznej, zestawiając go z najprostszą i często używaną miarą pozycji socjoekonomicznej, czyli wykształceniem. Okazało się, że w wielkomiejskiej populacji polskiej ta wielowymiarowa miara jest tylko nieznacznie lepsza od wykorzystania danych o samym wykształceniu. Zatem wydaje się, że w dużych badaniach, gdzie nie są dostępne szczegółowe informacje dotyczące pozycji społeczno-ekonomicznej, wykorzystanie szeroko dostępnych danych o wykształceniu może być uzasadnione.

Nasze badanie stanowi ważny krok w pełniejszym zrozumieniu socjoekonomicznych determinantów zdrowia. W istotny sposób może wspomóc zarówno procesy indywidualnej oceny ryzyka wystąpienia chorób sercowo-naczyniowych, ale zawiera też istotne przesłanki w konstruowaniu polityk zdrowia publicznego, jak i polityk gospodarczych. Jako, że awans społeczny przynosić może znaczące zmniejszenie ryzyka zdrowotnego, tym istotniejsze jest zapewnienie sprawnego funkcjonowania tzw. windy awansu społecznego – windy, która wg raportów OECD, uległa zepsuciu wraz z rosnącymi nierównościami dochodowymi i majątkowymi.


Magdalena Kozela, Maciej Polak,Urszula Stepaniak,Martin Bobak i Andrzej Pająk, Changes in Socioeconomic Status as Predictors of Cardiovascular Disease Incidence and Mortality: A 10-Year Follow-Up of a Polish-Population-Based HAPIEE Cohort. International Journal of Environmental Research and Public Health. 2022, 19(22), 15411

Fot. freepik
Wraz z kolejną falą koronawirusa wraca dyskusja na temat szczepień. W Polsce poziom wyszczepienia wciąż nie jest zadowalający. Z badań przeprowadzonych we wrześniu 2021 przez ARC Rynek i Opinia we współpracy z Warszawskim Uniwersytetem Medycznym wynikało, że 32% Polaków w wieku 18-65 lat nie zamierza się zaszczepić na COVID-19, a aż 27% zadeklarowało, że nic nie przekona ich do zmiany zdania. Skąd taki sceptycyzm Polaków? Dr Michał Zabdyr-Jamróz (Instytut Zdrowia Publicznego UJ CM) i dr Rafał Olszowski (Wydział Humanistyczny, Akademia Górniczo-Hutnicza) odpowiedzi na to pytanie szukali, analizując media społecznościowe.

Wysiłki Polski w walce z COVID-19 utrudnione były przez powszechność postaw sceptycznych wobec szczepień i przeciwnych ograniczeniom pandemicznym. W tym kontekście idea obowiązkowych  szczepień przeciwko tej chorobie napotkała silny opór w debacie publicznej. Zbadanie dyskursu przeciwników i zwolenników obowiązkowych szczepień może pomóc w odkryciu oraz zrozumieniu ich motywacji oraz projektowaniu strategii komunikacji w obszarze zdrowia publicznego.

Celem naszego badania było zbadanie tych kwestii poprzez analizy sieci społecznościowych i analizy treści dyskusji na Twitterze dotyczących zamiaru polskiego Ministerstwa Zdrowia wprowadzenia obowiązkowych szczepień przeciwko COVID-19. Z przeglądu literatury wynika, że niniejsze badanie jest pierwszym, które dotyczy analizy sieci skupionej na debacie dotyczącej obowiązkowych szczepień COVID-19 w polskojęzycznej społeczności na Twitterze. Nasze wyniki są zgodne z wcześniejszymi badaniami, które ujawniły, w jaki sposób Twitter odegrał istotną rolę w rozpowszechnianiu informacji medycznych i dezinformacji podczas pandemii COVID-19.

Dane z Twittera były pobierane od 26 lipca do 9 grudnia 2021 roku za pośrednictwem API v2 for Academic Research i analizowane za pomocą oprogramowania NodeXL i Gephi. Podczas analizy sieci społecznościowych węzły zostały uszeregowane według ich centralności (betweenness centrality). Analiza klastrów dokonana z użyciem algorytmu Clauset – Newman – Moore ujawniła dwie ważne grupy użytkowników: zwolenników i przeciwników obowiązkowych szczepień. Zbadano również trendy związane z czasem pojawiania się tweetów, najczęściej używane hashtagi, nastroje wyrażane w najpopularniejszych tweetach oraz korelacje z danymi statystycznymi dotyczącymi pandemii COVID-19.

Jak grupują się zwolennicy i przeciwnicy obowiązku szczepień

Na rysunku 1. przedstawiliśmy wykres sieci społecznościowej 21 779 użytkowników Twittera dyskutujących o obowiązkowym szczepieniu COVID-19 w Polsce w okresie od 26 lipca do 9 grudnia 2021 roku. Dwie największe grupy użytkowników wyróżnione algorytmem grupowania to:
– zwolennicy obowiązku szczepień (grupa oznaczona kolorem ciemnozielonym),
– przeciwnicy nakazu szczepień (grupa oznaczona kolorem ciemnoróżowym).

Rysunek 1. Wykres sieci społecznościowej użytkowników Twittera dyskutujących o obowiązkowym szczepieniu COVID-19 w Polsce w okresie od 26 lipca do 9 grudnia 2021 r. | Źródło: opracowanie własne autorów artykułu

Liczby w kółkach (od 1 do 10) oznaczają największe węzły, tj. tych użytkowników, do których najczęściej odnoszą się przedstawiciele poszczególnych grup:

  1. a_niedzielski
  2. __lewica
  3. konfederacja_
  4. mz_gov_pl
  5. “citizen”
  6. pisorgpl
  7. piotr_schramm
  8. morawieckim
  9. lukaszbok
  10. polsatnewspl

Wielkość węzłów na grafie jest zależna od ich wskaźników centralności (betweenness centrality). Centralność to liczba najkrótszych ścieżek przechodzących przez dany węzeł. Dla każdej pary węzłów w grafie istnieje co najmniej jedna najkrótsza ścieżka między wierzchołkami, poprowadzona tak, aby zminimalizować liczbę krawędzi, przez które przechodzi ścieżka. Im większy wskaźnik centralności danego węzła – czyli, w naszym przypadku, osoby cytowanej lub wzmiankowanej przez innych użytkowników – tym większy jest węzeł przedstawiony na rysunku.

Jak widać, do prawie wszystkich ważnych użytkowników odnosili się albo przeciwnicy albo zwolennicy obowiązku szczepień. Trzeba zauważyć, że kolory, jakimi oznaczone są te węzły, odnoszą się nie do stanowiska samego użytkownika, wokół którego węzeł powstał, ale do tego, jaka grupa najczęściej się do niego odnosi. Stąd węzeł nr 1 oznaczający profil twitterowy ministra zdrowia Adama Niedzielskiego – będącego zwolennikiem obowiązku szczepień – oznaczony jest kolorem przeciwników: na ciemnoróżowo. Nie powinno to dziwić, jako że to właśnie do sprawującego swój urząd w trakcie pandemii ministra zdrowia najczęściej odwoływali się twitterowi przeciwnicy obowiązku szczepień na COVID-19.

Wyniki i najważniejsze wnioski

Wyniki wskazują na znaczny stopień polaryzacji, dużą intensywność dyskusji oraz wysoki stopień zaangażowania użytkowników Twittera. Zwolennicy nakazu szczepień byli konsekwentnie liczniejsi, ale mniej zaangażowani i mniej zmobilizowani do propagowania własnych stanowisk. Przeciwnicy nakazu szczepień – choć mniej liczni – byli bardziej zmobilizowani do udziału w debacie: albo jako oryginalni autorzy, albo jako rozpowszechniający informacje. Orędownicy obowiązku mobilizują się tylko sporadycznie i to przy wystąpieniu pewnych sprzyjających okoliczności – tweetów dobrze trafiających w szersze narracje polityczne.

Nasze badanie wskazało wiele interesujących korelacji, które wymagałyby pogłębionych badań w celu ich potwierdzenia i/lub ustalenia związku przyczynowo-skutkowego. Na przykład, z zebranych danych wynikało, że większa liczba szczepień była skorelowana z większą aktywnością przeciwników nakazu szczepień. Otwiera to pole do dalszych badań nad przyczynami popularności tego typu opinii oraz kształtu debaty publicznej na tematy związane ze szczepionkami.

Najważniejsze wnioski z naszego badania są takie, że najaktywniejsi uczestnicy twitterowych debat na temat szczepień nie reprezentują całej opinii publicznej na platformie, choć mogą wywierać znaczący wpływ. Zdecydowana większość uczestników debaty to osoby, które nie mają profilu zawodowego związanego z medycyną czy nauką. W większym stopniu dotyczy to przeciwników nakazu szczepień niż zwolenników takiego nakazu.

Najbardziej wpływowe (najczęściej retweetowane) posty – zwłaszcza ze strony zwolenników nakazu szczepień – to nie te, które jedynie epatowały emocjami i tzw. perswazją społeczną (tj. afirmacją własnych postaw w celu wykorzystania efektu społecznego dowodu słuszności), ale raczej te, które wykorzystują emocje razem z tzw. rozumową perswazją i nawiązują do szerszych ram narracyjnych. Wiąże się to z odwoływaniem się do bardziej ogólnych norm rozumowania i spójności etycznej przez nawiązanie do wątków obecnych już w debatach dotyczących innych kwestii politycznych. Obserwacja i analiza najbardziej przykuwających uwagę tweetów może być pomocna w tworzeniu lepszej polityki informacyjnej dotyczącej szczepionek.

Debaty na Twitterze na temat szczepionek są zdominowane przez tzw. retorykę wiązania – gdzie komunikacja nie ma na celu perswazji, bo skierowana jest przede wszystkim do osób o podobnych poglądach. Tzw. retoryka budowania mostów – odwoływanie się do emocji i fundamentów postaw drugiej strony – jest mało obecna na Twitterze jako platformie niesprzyjającej tego typu deliberatywnym postawom. Warto jednak zastanowić się, czy i w jaki sposób retoryka budowania mostów mogłaby być uwzględniana w strategiach komunikacyjnych adresowanych do osób niezdecydowanych.

Należy pamiętać, że debata na Twitterze niekoniecznie jest reprezentatywna dla kształtu opinii publicznej na temat obowiązku szczepień przeciwko COVID-19. Jasne jest jednak, że debata ta może istotnie oddziaływać na szerszą opinie publiczną, także pośrednio – np. przez artykuły w gazetach czy wypowiedzi w telewizji autorstwa uczestników debat na Twitterze, albo choćby przez przekazywanie informacji z mediów społecznościowych w codziennych rozmowach twarzą w twarz.

Podsumowanie

Zbadanie dyskursu zwolenników i przeciwników obowiązku szczepień na COVID-19 może pomóc w określeniu, jaki przekaz na ich rzecz rezonuje najlepiej w debacie publicznej. Analiza interakcji między nimi może przynieść lepsze zrozumienie osi sporu i potencjalnych strategii perswazji. Nasze badanie przeciera szlaki w bardziej systematycznym monitorowaniu debaty publicznej na temat szczepionek. W ten sposób może pomóc nie tylko w przeciwdziałaniu dezinformacji, ale także w tworzeniu narracji opartych na dowodach, które byłyby także emocjonalnie motywujące.


Pełna wersja artykułu (w otwartym dostępie) ukazała się w czasopiśmie “Vaccines”: Rafał Olszowski, Michał Zabdyr-Jamróz, Sebastian Baran, Piotr Pięta i Wasim Ahmed – „A Social Network Analysis of Tweets Related to Mandatory COVID-19 Vaccination in Poland”

W styczniowym numerze „Nutrients” ukazały się wyniki badań dotyczące zależności między zachowaniami żywieniowymi, mikrobiotą jelitową a ryzykiem zachorowania na COVID-19 w grupie młodych, nieotyłych, zdrowych, niepalących, aktywnych fizycznie osób. O przebiegu badania i jego wynikach, pisze  szef zespołu badawczego, dr nauk o zdr. Paweł Jagielski, adiunkt w Zakładzie Badań nad Żywieniem i Lekami Instytutu Zdrowia Publicznego UJ CM.

Wiele składników pokarmowych odgrywa kluczową rolę we wspieraniu odpowiedzi immunologicznej organizmu. W tym aspekcie wskazuje się na szczególna rolę witaminy A, C, D, witamin z grupy B oraz cynku, żelaza, magnezu i selenu. Niewystarczające spożycie tych składników może prowadzić do osłabienia wielu aspektów zarówno odporności wrodzonej, jak i nabytej, a w konsekwencji może dochodzić do zwiększonej podatności na infekcje. Z drugiej strony prawidłowo zbilansowana dieta, dostarczająca odpowiednie ilości tych składników, może zmniejszać ryzyko zachorowania na choroby, w tym choroby wirusowe.

Z badań przeprowadzonych przez wieloośrodkowy zespół badawczy ekspertów z zakresu dietetyki i analiz danych, okazało się, iż sposób żywienia młodych, zdrowych, nieotyłych, umiarkowanie aktywnych fizycznie osób które zachorowały na COVID-19 charakteryzował się licznymi niedoborami. Dotyczyło to spożycia wody, podaży białka roślinnego, błonnika, potasu, magnezu, żelaza, cynku, miedzi, witamin: E, B1, B6 oraz folianów. Jednocześnie, osoby z prawidłowo zbilansowaną dietą i średnim dziennym spożyciem ponad 500 g warzyw i owoców oraz ponad 10 g orzechów, jak też odpowiednią ilością kasz, roślin strączkowych, cebuli, czosnku, płynów, miały o ponad 80% mniejszą szansę zachorowania na COVID-19 w porównaniu z osobami, których dieta nie była prawidłowo zbilansowana i które spożywały mniejsze ilości tych produktów.

PRODUKTY ŻYWNOŚCIOWE
WYBRANE SKŁADNIKI POKARMOWE I SUBSTANCJE BIOLOGICZNE CZYNNE WSPIERAJĄCE DZIAŁANIE UKŁADU IMMUNOLOGICZNEGO
warzywa i owoce (brokuły, kapusta, marchewka, pomidory, papryka, kalafior, cebula, czosnek, jabłka, pomarańcze, mandarynki, śliwki)witaminy antyoksydacyjne (witamina C, E, beta karoten), składniki mineralne (np. potas), błonnik pokarmowy, polifenole i flawonoidy
pełnoziarniste produkty zbożowe (pieczywo razowe, kasza gryczana)witaminy z grupy B, magnez, żelazo , cynk, błonnik pokarmowy, prebiotyki
orzechy (włoskie, laskowe, pekan)selen, magnez, cynk, witamina E, wielonienasycone kwasy tłuszczowe (PUFA), L-arginina
rośliny strączkowe (soczewica, fasola)białko roślinne, błonnik pokarmowy, prebiotyki, cynk, żelazo, witaminy z grupy B
fermentowane produkty mleczne (zsiadłe mleko, kefir, jogurt)probiotyki, wapń
drób i chude mięso, ryby, jajabiałko, kwasy omega-3, żelazo
cebula i czosnekzwiązki siarki, związki alkilowe
tran, ryby, suplementacja witaminą D od jesieni do wiosnywitamina D
zielona herbata, wody mineralne, soki warzywnewoda, wapń, magnez, polifenole
Produkty żywnościowe mające korzystny wpływ na działanie układu odpornościowego

Należy podkreślić, że, otrzymane przez nas wyniki mogą mieć szersze zastosowanie niż tylko w przypadku infekcji SARS-CoV-2. Układ odpornościowy człowieka jest stale narażony na wiele różnych patogenów, dlatego powyższe zalecenia żywieniowe mogą być także korzystne w przypadku zmniejszania ryzyka zachorowania na inne sezonowe infekcje wirusowe. Ponadto nie wiemy kiedy medycyna ostatecznie poradzi sobie z infekcją SARS-CoV- 2. Co więcej, w przyszłości także inne wirusy mogą wywołać nowe ogniska epidemiczne, stwarzając podobne zagrożenie zdrowotne. Dlatego tak ważne jest podkreślenie roli właściwego odżywiania dla optymalnego funkcjonowania układu odpornościowego. Aktywność fizyczna i właściwa dieta zapewniająca podaż wszystkich niezbędnych składników odżywczych powinny stanowić podstawę utrzymania zdrowia. Dotyczy to także sytuacji, w których istnieje dostęp do szczepień lub skutecznej farmakoterapii, ponieważ osoby zaszczepione nadal są narażone na ryzyko zakażenia SARS-CoV-2 i rozwoju COVID-19.

Pamiętajmy zatem o tym, aby chodzić codziennie na spacery, nie zostawać w domach przed telewizorami, prawidłowo się odżywiać, wysypiać, odpoczywać po pracy, unikać stresu, śmiać się, nie palić papierosów i dbać o prawidłową masę ciała. To możemy zrobić wszyscy i do tego zachęcamy. To jest zdrowie publiczne.


Całość wyników badań dostępna jest w artykule: Jagielski, P.; Łuszczki, E.; Wnęk, D.; Micek, A.; Bolesławska, I.; Piórecka, B.; Kawalec, P., Associations of Nutritional Behavior and Gut Microbiota with the Risk of COVID-19 in Healthy Young Adults in Poland

Studenci i absolwenci Instytutu Zdrowia Publicznego mogą pamiętać zajęcia, podczas których tłumaczyłem zasady dziedziczenia i podstawy genetyki. Wygląda na to, że wprowadzałem wszystkich błąd. Winny jestem zatem wyjaśnienia – pisze dr Andrzej Galbarczyk z Zakładu Zdrowia i Środowiska IZP WNZ UJ CM. I wyjaśnia, jak to jest z dziedziczeniem niektórych naszych cech: koloru oczu, włosów czy właśnie dołeczków w policzkach.

Podczas analizy jednego z zadań omawianych na zajęciach, zastanawialiśmy się nad tym, czy Jola kiedykolwiek zazna szczęścia u boku Marka. Zadanie brzmiało tak: Jola nie ma dołeczków na policzkach, ale zawsze uważała, że dołeczki są super słodkie i nie wyobrażała sobie posiadania dzieci bez dołeczków (dołeczki – cecha dominująca). Partner Joli – Marek – co prawda nie ma dołeczków, ale Jola odkryła, że mają je jego rodzice. Oblicz prawdopodobieństwo, że dziecko Joli i Marka będzie miało dołeczki.

Tłumaczyłem, że ponieważ zarówno u Joli, jak i u Marka ujawniła się cecha recesywna (brak dołeczków), żadne z nich nie posiada dominującego allelu (wariantu genu), który warunkowałby cechę dominującą (dołeczki). Zatem nie ma szans, żeby ich dziecko miało dołeczki. Podobnie jak w sytuacji, gdy oboje rodziców ma oczy niebieskie (cecha recesywna) powiedzielibyśmy, że nie ma szans na to, aby ich dziecko miało oczy brązowe (cecha dominująca). Proste, prawda?

Tak dziedziczą się cechy warunkowane przez jeden gen występujący w różnych wariantach. Problem w tym, że żadna z cech, o której mówiłem na zajęciach, nie zależy od pojedynczego genu. Zatrzymajmy się przy kolorze oczu. Dziedziczenie ich koloru to najbardziej klasyczny, podręcznikowy przykład wykorzystywany na zajęciach z genetyki. Już w 1907 roku ustalono, że kolor brązowy warunkowany jest allelem dominującym, a niebieski – allelem recesywnym [1]. 

Jednak sam podział koloru oczu na niebieskie i brązowe jest już fikcją. Ludzie mają oczy szare, zielone, piwne, orzechowe. Według jednej klasyfikacji możemy rozróżnić aż 80 różnych kolorów i odcieni oczu [2]. Kolor oczu zależy nie od jednego, a przynajmniej od trzech różnych barwników obecnych w naszej tęczówce (czarnego, czerwonego i brązowo-żółtego). Co więcej, wiemy, że kolor oczu może się zmieniać w trakcie życia, np. część dzieci urodzonych z jasnymi, niebieskimi oczami może zmienić kolor oczu na zielony lub brązowy [3]. Obecnie już wiemy, że kolor oczu determinowany jest przez kilkanaście różnych genów [2].  

Żadna z cech, które wykorzystałem jako przykład na zajęciach z genetyki nie zależy od pojedynczego genu. Nie dziedziczy się koloru oczu, koloru i struktury włosów, umiejętności zwijania języka w trąbkę, przyrośniętego płatka ucha, układania lewego kciuka na prawym podczas składania rąk ani dołeczków w policzkach (które prawdopodobnie mogą wcale nie być determinowane genetycznie). Dlaczego jest to ważne? Dlaczego chciałem to sprostować? Cóż z tego, że Jola miałaby szansę na posiadanie dzieci, które będą miały jednak dołeczki?

Wyobraźmy sobie, że para rodziców mających oczy niebieskie ma dziecko mające inny kolor oczu. Jeżeli to, czego uczyłem byłoby prawdą, to oznaczałoby, że co najmniej jedno z rodziców nie jest spokrewnione z dzieckiem. Ktoś w pierwszej kolejności zapewne oskarżyłby kobietę o niewierność. Może byśmy rozważali, że dziecko zostało podmienione w szpitalu. Może było adoptowane. Zatem rozpowszechnianie i utrwalanie błędnych informacji może prowadzić do prawdziwych ludzkich dramatów, za co wszystkich bardzo przepraszam. Nie mam w sumie nic na swoje usprawiedliwienie. To nie jest tak, że dopiero najnowsze badania podważyły przekazywane przeze mnie zasady dziedziczenia koloru oczu. To, że dwie osoby mające niebieskie oczy może mieć dziecko z ciemnymi oczami wiadomo już od ponad stu lat [5, 6]. Po prostu nigdy wcześniej tego nie sprawdziłem.

Pamiętajmy, że biologia i genetyka człowieka jest bardzo złożona. Jeżeli nawet tak prosta cecha jak kolor oczu determinowana jest przez co najmniej kilkanaście genów, nie oczekujmy, że kiedyś odkryjemy pojedyncze geny odpowiadające za długowieczność, doskonałe zdrowie czy choćby za orientację seksualną.

Zachęcam więc wszystkich do otwartości na nowe fakty i na niuans, do ciągłego poszukiwania prawdy i krytycznego podejścia

I jeszcze jedna ważna kwestia, na którą zwrócił mi uwagę Michał Zabdyr-Jamróz z Zakładu Polityki Zdrowotnej i Zarządzania IZP toku redakcji tego tekstu: Wiele z tego, czego uczymy się – w szkołach, na uczelniach wyższych, z literatury popularnonaukowej, a nawet z podręczników – jest tylko pewnymi uproszczeniami. To dość typowe dla kursów dających podstawy wiedzy i dopiero otwierających drogę do specjalizacji. Zanim poznamy całą złożoność danego zagadnienia, najpierw uczymy się kategorii i zasad wydestylowanych. Niezwykle przydatne są w tym tzw. typy czyste albo np. binarne klasyfikacje gubiące niuans w bimodalności (czyli pomijające pełne spektrum zjawisk). Te dydaktyczne uproszczenia służą jako wygodny szczebel w zdobywaniu wiedzy i zrozumienia. Jednak traktowane jako „prawda objawiona” mogą zwyczajnie wprowadzać w błąd. Dotyczy to nawet najlepszych nauczycieli lub ekspertów, którzy potem te uproszczenia (albo przestarzałą wiedzę naukową) powtarzają – czy to z braku czasu na sprawdzenie, czy zwyczajnie z założenia, że to już temat rozstrzygnięty. Sprawdza się tu stare powiedzonko przypisywane Markowi Twainowi: „To nie to, czego nie wiesz wpędza cię w tarapaty. Raczej to, co uważasz za pewne, a wcale takie nie jest”.

Zachęcam więc wszystkich do otwartości na nowe fakty i na niuans, do ciągłego poszukiwania prawdy i krytycznego podejścia do wszystkiego, czego dowiadujecie się od prowadzących zajęcia.

AUTOR


dr Andrzej Galbarczyk, Zakład Zdrowia i Środowiska, Instytut Zdrowia Publicznego, Wydział Nauk o Zdrowiu

LITERATURA


1. Davenport, G. C., & Davenport, C. B. (1907). Heredity of eye-color in man. Science26(670), 589-592.
2. Dorgaleleh, S., Naghipoor, K., Barahouie, A., Dastaviz, F., & Oladnabi, M. (2020). Molecular and biochemical mechanisms of human iris color: A comprehensive review. Journal of Cellular Physiology235(12), 8972-8982.
3. Matheny, A. P., & Dolan, A. B. (1975). Changes in eye colour during early childhood: sex and genetic differences. Annals of human biology2(2), 191-196.
4. Holmes, S. J., & Loomis, H. M. (1909). The heredity of eye color and hair color in man. The Biological Bulletin18(1), 50-65.
5. Boas, H. M. (1919). Inheritance of eye‐color in man. American Journal of Physical Anthropology2(1), 15-20.

Czy pożywienie może wpłynąć na efekt terapii przeciwbólowej? Jakie suplementy diety mogą wpłynąć korzystnie na działanie leków przeciwbólowych? Czy kofeina może potęgować działanie leków? W zmniejszeniu jakich działań niepożądanych po lekach przeciwbólowych może pomóc nam odpowiednia dieta oraz leki tzw. osłonowe?

Leki przeciwbólowe, przeciwzapalne mogą być zażywane na czczo, jeśli nie ma przeciwwskazań, głownie ze strony przewodu pokarmowego. Podanie na czczo daje szybszy i silniejszy efekt. Jeśli istnieją przeciwwskazania to należy podawać te leki po posiłku, gdyż można w ten sposób zminimalizować ich działania niepożądane.

Przy stosowaniu niektórych silnych leków przeciwbólowych (opioidy) może dochodzić do rozwoju zaparć, które zmniejszają komfort życia pacjenta. W tej sytuacji należy zwiększyć ilość błonnika w diecie, jak również można stosować suplementy diety zawierające błonnik. Przy takiej modyfikacji diety należy pamiętać o zwiększeniu ilości wypijanej wody (2,5- 3 litry).

Więcej w audycji Radia Kraków – na pytania odpowiada dr hab. n. farm. Paweł Paśko z Zakładu Bromatologii Wydziału Farmaceutycznego UJ CM.

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie logo-final.png

https://www.radiokrakow.pl/audycje/interakcje-lekow-przeciwbolowych-z-pozywieniem-i-suplementami-diety


Audycja powstała w ramach programu „Społeczna odpowiedzialność nauki” finansowanego przez Ministra Edukacji i Nauki, projekt: SONP/SP/461418/2020 „Interakcje leków z pożywieniem – wiedza, świadomość, skuteczność i bezpieczeństwo” realizowanego przez dr. hab. n. farm. Pawła Paśko

Fot. WHO
Systemy ochrony zdrowia i profesjonaliści zatrudnieni w sektorze zdrowotnym często stają przed wyzwaniem zapewnienia odpowiedniej opieki zdrowotnej grupie przebywających w ich kraju migrantów. Migranci często różnią się pod wieloma względami od populacji kraju goszczącego, jest to najczęściej również grupa mocno zróżnicowana wewnętrznie, m.in. pod względem języka, wyznawanych wartości, wzorców, doświadczeń, ale również potrzeb zdrowotnych i podejścia do zdrowia własnego i zdrowia swoich bliskich. Pierwszym krokiem do zapewnienia migrantom bezpieczeństwa zdrowotnego – co wpływa nie tylko na ich zdrowie, ale też na zdrowie całej populacji kraju goszczącego – jest jak najlepsze rozpoznanie pojawiających się problemów i luk w opiece zdrowotnej. Aby dowiedzieć się, jakie problemy w tym zakresie są najczęściej identyfikowane w badaniach naukowych, przeprowadzono systematyczny przegląd literatury, a część wyników przedstawiono w niniejszym tekście.

Dla uproszczenia w tekście użyto ogólnego określenia „migranci” na wszystkie osoby rodzone w innym kraju niż kraj goszczący. W wykorzystanych do przygotowania tekstu badaniach pojawia się jednak rozróżnienie pojęć:
migrant – osoba, która podjęła decyzję o przemieszczeniu się, wyjeździe z kraju pochodzenia;
uchodźca – zgodnie z Konwencją Genewską z 1951 roku to osoba, która na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem z powodu rasy, religii, narodowości, przynależności do określonej grupy społecznej lub z powodu przekonań politycznych przebywa poza granicami państwa, którego jest obywatelem i nie może lub nie chce z powodu tych obaw korzystać z ochrony tego państwa;
osoba ubiegająca się o nadanie statusu uchodźcy – osoba wnioskująca o objęcie ochroną międzynarodową w związku z obawami przed prześladowaniem w kraju pochodzenia.

W większości odnalezionych w przeglądzie badań zastosowano metodę wywiadów, kwestionariuszy lub grup fokusowych. O opinię pytano w nich: pracowników ochrony zdrowia (medycznych i administracyjnych) mających w pracy kontakt z migrantami, ekspertów, a także samych migrantów. Zastosowane metody umożliwiły ocenę różnych aspektów opieki zdrowotnej i poznanie różnych punktów widzenia. Problemy, które zostały opisane w literaturze naukowej, można generalnie podzielić na te, które pojawiają się jeszcze przed otrzymaniem świadczeń zdrowotnych oraz te, które pojawiają się w trakcie korzystania z opieki zdrowotnej. Ich przykłady, przedstawione poniżej, zaczerpnięte zostały z wyników badań włączonych do przeglądu, których pełną listę można znaleźć tutaj [1].

Problemy pojawiające się przed otrzymaniem świadczeń zdrowotnych

Pierwszą barierą w otrzymaniu przez migrantów odpowiedniej opieki zdrowotnej mogą być problemy natury prawnej, powodujące ograniczenie lub nawet całkowity brak uprawnień do świadczeń zdrowotnych. Najtrudniejsza sytuacja występuje w przypadku migrantów o nieuregulowanej sytuacji prawnej. Brak zaufania do wszystkich lokalnych organizacji, włączając w to placówki medyczne powoduje, że migranci nie posiadający odpowiednich dokumentów nie zgłaszają się po pomoc, nawet jeśli zgodnie z regulacjami uzyskaliby ją bezpłatnie – powstrzymuje ich strach przed aresztowaniem i deportacją.

Powszechnie pojawiającym się problemem jest dostęp migrantów do rzetelnej informacji, przedstawionej w zrozumiałym przez nich języku, a dotyczącej organizacji systemu ochrony zdrowia, zasad w nim panujących, uprawnień do otrzymania pomocy, miejsc, gdzie ta pomoc może zostać udzielona. Migranci często nie rozumieją różnic pomiędzy systemem w ich rodzinnym kraju i w kraju goszczącym, co razem z problemami językowymi czyni poszukiwanie pomocy medycznej szczególnie trudnym. 

Wiele badań wskazuje na problemy wynikające z innego postrzegania potrzeb zdrowotnych przez migrantów niż jest to typowe dla kraju goszczącego. Z tego powodu poszukiwanie potrzebnej pomocy medycznej może być znacznie opóźnione, co zaostrza problemy zdrowotne i utrudnia leczenie. Ten problem jest szczególnie istotny w przypadku opieki nad kobietami w ciąży, w trakcie i po porodzie oraz noworodkami: w wielu krajach ciąża i narodziny dziecka traktowane są jako zwyczajny etap w życiu, nie wymagający interwencji medycznych, a więc kobiety często nie są świadome potrzeby korzystania w tym czasie z opieki zdrowotnej. Dużym problemem jest także obszar opieki psychiatrycznej. Osoby zgłaszające się po taką pomoc są często w grupie migrantów silnie stygmatyzowane i odrzucane, wobec tego nie decydują się na leczenie. Dlatego też konieczne jest organizowanie odpowiedniego wsparcia w edukacji zdrowotnej migrantów, którego często brakuje.

Wśród barier dostępu migrantów do opieki zdrowotnej wymieniane są także trudności z transportem. Jeżeli placówka medyczna, w której mogą uzyskać pomoc jest odległa od ich miejsca zamieszkania (a niejednokrotnie są oni uprawnieni tylko do korzystania z wyznaczonych placówek), zorganizowanie i opłacenie transportu może okazać się niemożliwe.

Problemy pojawiające się w trakcie korzystania z opieki zdrowotnej

„Jedno podejście pasuje do wszystkich” – tak w swoim artykule A. Renzaho nazywa model opieki zdrowotnej, który okazuje się w efekcie niedostosowany do potrzeb migrantów [2]. Tymczasem szacunek dla innych przekonań, wierzeń, priorytetów i praktyk, elastyczność w obliczu różnic kulturowych i religijnych są postrzegane jako istotne warunki dobrej jakości opieki. Przykładem specjalnych wymagań uwarunkowanych kulturowo jest zagwarantowanie w czasie badań, leczenia, a nawet obsługi w aptece kontaktów wyłącznie z osobami tej samej co pacjent/pacjentka płci. 

Z opinii pracowników sektora ochrony zdrowia często wynika, że personel nie czuje się odpowiednio przygotowany do pracy w środowisku wielokulturowym, z pacjentami o bardzo różnym pochodzeniu i historii. Brakuje odpowiednich szkoleń, środków, a także czasu na podnoszenie kwalifikacji w tym zakresie, podczas gdy do postawienia diagnozy i zastosowania odpowiedniego leczenia często konieczne jest zrozumienie specyficznych uwarunkowań wynikających np. z traumatycznych przeżyć pacjenta w przeszłości.

Dużym problemem w zapewnieniu odpowiedniej opieki zdrowotnej są bariery językowe. Aby je przełamywać, konieczny jest dostęp do dobrej jakości, profesjonalnej pomocy tłumacza. I nie chodzi tu tylko o proste tłumaczenie rozmowy z personelem. W tym przypadku tłumacz powinien być w stanie pomóc pacjentowi zrozumieć nie tylko wypowiadane słowa, ale również przekaz w nich zawarty. Badania pokazują, że w aspektach językowych pojawia się wiele różnych problemów: od całkowitego braku dostępu do usług tłumaczy, poprzez trudności z umówieniem, długi czas oczekiwania, niejasne zasady finansowania tych usług, po niską lub bardzo niską jakość tłumaczeń. Często jedynym wyjściem jest pomoc rodziny, znajomych lub przypadkowych, niewykwalifikowanych osób. To jednak może prowadzić nawet do poważnych w skutkach nieporozumień.

W badaniach zwraca się też uwagę na fakt, że niejednokrotnie wizyta lekarska w przypadku migranta trwa znacznie dłużej niż przeciętnie, m.in. z powodu braku dostępu personelu do jakiejkolwiek dokumentacji medycznej pacjenta, złożonej i specyficznej natury problemów zdrowotnych, problemów z komunikacją i słabej orientacji pacjentów w zasadach udzielania świadczeń. Nie ma to jednak zazwyczaj przełożenia na wyższe finansowanie takich świadczeń.

Dużym problemem okazuje się być koordynacja opieki zdrowotnej dla migrantów. Jako przykłady wymieniane są niejasne zasady skierowań i przechodzenia pacjenta pomiędzy różnymi poziomami opieki, fragmentacja opieki, brak współpracy w tym zakresie różnych instytucji, również tych spoza sektora ochrony zdrowia.

Wnioski

Duże natężenie ruchów migracyjnych w ostatnich latach skutkuje coraz większą liczbą badań związanych z odpowiedzią systemów ochrony zdrowia na to zjawisko. Wyciągnięcie z tych badań jednoznacznych wniosków na temat poprawy opieki zdrowotnej dla migrantów jest jednak czasem niezmiernie trudne. Pojawiające się problemy, częściowo opisane powyżej, mogą być inaczej widziane przez grupę migrantów, a inaczej przez personel medyczny – szczególnie w kontekście ich przyczyn. Co więcej, jako że grupa migrantów jest mocno zróżnicowana wewnętrznie, doświadczenia i odczucia poszczególnych osób mogą też znacznie się między sobą różnić. Ponadto niejednokrotnie problemy identyfikowane w badaniach jako występujące w opiece zdrowotnej dla migrantów występują w systemie znacznie szerzej i dotyczą wszystkich pacjentów, niezależnie od ich pochodzenia (jak np. brak odpowiedniej koordynacji opieki). Jak już zostało jednak wspomniane, ocena działania systemu, identyfikacja pojawiających się problemów, barier i luk jest pierwszym istotnym krokiem do zapewnienia adekwatnej do potrzeb opieki zdrowotnej migrantów. Tak więc bardzo potrzebne są dalsze, zakrojone na szeroką skalę badania w tym zakresie, a przede wszystkim stworzenie spójnych i rzetelnych podstaw metodycznych i narzędzi, które pomogłyby w kompleksowej ocenie, jak systemy ochrony zdrowia radzą sobie z zapewnieniem bezpieczeństwa zdrowotnego zwiększającym się wciąż grupom migrantów.


Szczegółowe informacje o przeprowadzonym przeglądzie literatury, więcej jego wyników oraz listę włączonych badań, na których oparty został powyższy tekst znaleźć można w publikacji: E. Kocot, A. Szetela (2020), Assessing health systems’ prepardeness for providing care for refugees, asylum seekers and migrants: a scoping review, The European Journal of Public Health,30(6):1157-1163.

AUTORKI


dr Ewa Kocot, Zakład Ekonomiki Zdrowia i Zabezpieczenia Społecznego, Instytut Zdrowia Publicznego, Wydział Nauk o Zdrowiu
mgr Anna Szetela, Zakład Polityki Zdrowotnej i Zarządzania, Instytut Zdrowia Publicznego, Wydział Nauk o Zdrowiu

LITERATURA:


[1] Kocot, A. Szetela (2020), Assessing health systems’ prepardeness for providing care for refugees, asylum seekers and migrants: a scoping review, The European Journal of Public Health, 30(6):1157-1163

[2] Renzaho (2008), Re-visioning cultural competence in community health services in Victoria, Aust Heal Rev, 32(2):223–35

Komunikat pyłkowy

Kraków, na dzień: 23.04.2025 r.

taksonstężenieprognoza
brzoza
jesion
alternaria
cladosporium

Sprawdź szczegóły

Komunikat opracowany przez Krakowską Stację Monitoringu Aerobiologicznego przy Zakładzie Alergologii Klinicznej i Środowiskowej UJCM.

stężenie
niskie średnie
wysokie bardzo wysokie

Komunikat pyłkowy

Kraków, na dzień: 23.04.2025 r.

taksonstężenieprognoza
brzoza
jesion
alternaria
cladosporium

Sprawdź szczegóły

Komunikat opracowany przez Krakowską Stację Monitoringu Aerobiologicznego przy Zakładzie Alergologii Klinicznej i Środowiskowej UJCM.

stężenie
niskie średnie
wysokie bardzo wysokie

Jakość powietrza

Uniwerytet Jagielloński - Collegium Medicum
Po Prostu Nauka

© Uniwersytet Jagielloński - Collegium Medicum
Uniwerytet Jagielloński - Collegium Medicum
Po Prostu Nauka

© Uniwersytet Jagielloński - Collegium Medicum
Po Prostu Nauka
© Uniwersytet Jagielloński - Collegium Medicum
© UJ Collegium Medicum